Skip to content

Kierunek Bałkany

 

Wyjazd ten wyszedł nam zupełnie spontanicznie. W piątek zawnioskowałem w pracy o urlop w celach wypoczynkowych na cały kolejny tydzień, a że było to w Warszawie, w drodze powrotnej do Krakowa zajechałem do Góry Puławskiej, gdzie miałem zamiar zostać przynajmniej do niedzieli i zgodnie z wnioskiem służbowym, trochę odpocząć. Plan ten konsekwentnie i z zapałem realizowałem gdzieś do późnego wieczora czy nawet do sobotniego poranka kiedy to, obudzony nagłą obawą o nudę domową przez kolejne siedem dni, przystałem na powstałą koncepcję spóźnionego wyjazdu wakacyjnego. Pozostało tylko zdecydować gdzie i jak podróżujemy. Przegląd biletów lotniczych i ofert z biur podróży z wylotem w niedzielę wieczorem nie spełnił naszych oczekiwań więc pozostała nam podróż samochodem, co osobiście mi odpowiadało, bo cenię sobie wolność wyboru godziny wyjazdu a samoloty nie są w tym zakresie zbyt elastyczne. Pozostało ustalić gdzie jedziemy. Pierwszy pomysł – Chorwacja – odpadł z powodu prognozy pogody wieszczącej deszcz i spodziewane temperatury trochę poniżej pokojowej. Rumunia – chwilę walczyła o nasze odwiedziny ale ostatecznie poległa w starciu ze wspieraną przez reportaż Pana Makłowicza Macedonią. Padło na wpisaną na listę UNESCO Ochrydę jako główny cel naszego wyjazdu. Około południa w sobotę coś mnie tchnęło, że chyba przydało by się zaopatrzyć w zieloną kartę jadąc poza teren EU. Szczęśliwie agentka ubezpieczeniowa w Puławach pracowała do 13 i w ostatniej chwili zaopatrzyła mnie w ten zielony i ważny w podróży samochodem  dokument. Wieczorem dotarłem do Krakowa z planem wyjazdu z samego rana w niedzielę. Pozostała jeszcze rezerwacja noclegu na pierwszy dzień podróży. Z noclegiem wypadło na serbski Nowy Sad, który miał szczęście znajdować się gdzieś w połowie naszej drogi. O ile rezerwacja hotelu przez Internet jest czymś oczywistym o tyle, jako stałego użytkownika polskiego systemu drogowego, możliwość zakupu winiet przez Internet na Słowacji i Węgrzech bardzo mnie ucieszyła. Płatność online, potwierdzenie na mail i nawet naklejki nie trzeba. Można?

 

Zgodnie z planem, wstaliśmy o świcie w niedzielę i ruszyliśmy w podróż  z samego rana około południa…

Po drodze na Bałkany
Po drodze na Bałkany

Antek to wymarzone dziecko do podróży, nie marudzi, lubi oglądać przewijający się świat za oknem, pilnuje żeby co jakieś 3h rodzice zrobili krótką przerwę w jeździe. Trasa wytyczona przez Wujka Google prowadziła nas na południe, przez przejście w Chyżnem na Słowację, Węgry w prost do Nowego Sadu. Po drodze zaliczamy przypomnienie wyjazdów z dawnych czasów, czyli pierwszą kontrole graniczną na granicy Węgier z Serbią. Po godzinnym oczekiwaniu w kolejce opuszczamy Unię Europejką. Dalej spokojnie i bez przygód godnych wspominania dojechaliśmy około 20 wieczorem na miejsce do zarezerwowanego hotelu. Noc była jeszcze wczesna i bardzo ciepła więc przed spaniem zaliczyliśmy 2-kilometrowy spacer na najbliższy most na Dunaju. Nowy Sad zaskoczył nas wielkością -aż sprawdziłem w Wiki, że ma coś około 350 tyś mieszkańców- i wysoką zabudową składającą się z nawet 25 piętrowych bloków mieszkalnych. Wieczorem można spokojnie i bezpiecznie powłóczyć się po okolicy, a nocowaliśmy dość daleko od centrum. Sam Nowy Sad ma trochę południowy klimat, sporo ludzi kręci się jeszcze o tej porze po mieście. Serbki idą ze sportowymi torbami przewieszonymi przez ramię, w oparach słodkich perfum wydają się wracać z wieczornych treningów. Pozostali widoczni na ulicach Serbowie siedzą w pubach i kawiarniach, których całkiem sporo jak na tą odległa  od centrum okolice i późny niedzielny wieczór nadal jest pootwieranych. Przez chwilę robi się nam trochę straszniej, gdy pod jednym wiaduktem w ciemności zauważamy zgraję bezpańskich psów śpiących tuż przy naszej drodze. Szczęśliwie serbskie piesy mają nas w nosie i śpią nie zwracając na nas najmniejszej uwagi. My też idziemy spać do hotelu, następnego dnia czeka nas dalsza droga do Macedonii.

Rano jemy pyszne  śniadanie w bistro tuż obok hotelu i wyruszamy w dalszą drogę na południe. Przejeżdżamy przez most na Dunaju, ten na który wybraliśmy się wieczorem i wyjeżdżamy na autostradę, która ma nas poprowadzić dalej prawie przez całą Serbię. Brakuje jej tylko kilku kawałków budowanych na południu kraju, już bliżej granicy z Macedonią. Samą granicę przekraczamy bez wydarzeń godnych wspomnienia i kierujemy się w kierunku Skopje. Nie mamy czasu żeby się tu zatrzymać a jak się okazuje trochę szkoda, postanawiamy jedynie zjechać z obwodnicy i przejechać na wprost przez miasto jak wujek Google poniesie. Skopje jak na stolicę europejską może zaskoczyć. Na każdym większym skrzyżowaniu ze światłami czyściciele szyb nie chcą odpuścić widząc samochód na zagranicznych tablicach. Na uklepanych ziemnych poboczach drogi którą jedziemy, można zobaczyć wychudzone szkapy ciągnące cygańskie wozy, dzieci bawiące się w kałużach, stragany handlarzy wszystkim co do szczęścia potrzebne czy też najzwyklejsze sterty śmieci. Wygląda to tak jak zapamiętałem Rumunię  z przejazdów w latach 80 ubiegłego wieku, z tym wyjątkiem, że co jakiś czas pośród tłumu ludzi widać kobiety w czadorach, nikabach czy też burkach. Całkiem tu kolorowo. Niestety, z braku czasu bez zatrzymywania się,  gonimy dalej do Ochrydy. Za Skopje dalej nasza trasa przebiega „autostradą” ale jak się okazuje płatną, a my nie mamy przy duszy nawet złamanego denara, szczęśliwie można płacić również w euro a opłaty są tak niskie, że wystarcza nam na nie wszystkie bilonu, który znajdujemy poutykany w zakamarkach w samochodzie. Jeszcze tylko pierwsze od Krakowa tankowanie (uwielbiam zasięg naszego samochodu i ceny paliwa w Macedonii), szybka kawa w barze na stacji i wjeżdżamy w góry oddzielające nas od Ochrydy, celu naszej spontanicznej podróży. Trochę zmęczeni całodniową jazdą, po krętej górskiej drodze, w siąpiącym deszczu, pokonujemy ostanie kilometry. Zaraz po tym gdy zmrok zgęstniał w ciemną noc dojechaliśmy na miejsce.

 

 

 

 

 

 

 

 

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *