Skip to content

Teoria Zamknięcia

Ert unosił się na nudnym wykładzie poświęconym światom symulowanym. Ta dziedzina, stara jak i pierwsze próby wirtualizacji rzeczywistości, wydawała mu się nieciekawa i zupełnie zbędna. Dawne technologie, których nikt od wieków już na co dzień nie używał i były wykładane jedynie jako obowiązkowy kanon wiedzy. Musiał jednak zaliczyć ten fakultet, aby zdobyć upragniony dyplom kapłana pierwszej rangi. Pięć z ośmiu jego umysłów dryfowało w lekkim, regeneracyjnym śnie, odbudowując moc zużytą podczas ostatnich kapłańskich rytuałów, jakie musiał wykonać na zaliczenie poprzedniego semestru. Dwa inne oddzielone od reszty, były aktywne w hydrosieci i organizowały zakupy na nadchodzące dni oraz wydawały instrukcje domowym automatom sprzątającym. Tylko jeden, najmniej obciążony i najbardziej cierpliwy, skupiał się jeszcze na słowach wykładowcy.

Stary Kapłan przemawiał monotonnym głosem, powtarzając po raz setny dogmaty o strukturze warstw symulacji, o prastarych systemach cyfrowych, w których samoświadome byty wyliczano w nieskończonych ośmiocyklach i trenowano jak żołnierzy na ewolucyjnych wojnach. Wykładowca, zapewne także w co najmniej siedmiu ósmych własnych umysłów nieobecny, automatycznie tłumaczył rozliczne prawa światów symulowanych. Głos płynął jednostajnie, jakby recytował z pamięci formuły, które zostały zapisane w niej od czasu zaistnienia. Ert poczuł, że jego ostatni obecny na wykładzie umysł, balansuje na granicy znudzenia i zaśnięcia.

– I jak mówi Teoria Zamknięcia – prowadzący zaczął po raz kolejny bulgotać – bez ingerencji zewnętrznej, nie ma możliwości, aby z wnętrza symulacji dowieść, że jej rzeczywistość jest symulowana. Zapiski na hydro-holo-tablicy rozwijały się geometrycznymi liniami, a kolejne warstwy równań wyrastały na niej jak fraktale.

– Wprawdzie złożoność rekurencyjnie probabilistyczna nigdy nie pozwoliła na ostateczne udowodnienie tej teorii – ciągnął dalej – ale wszelkie przeprowadzone obliczenia numeryczne jasno wskazują na jej prawdziwość – słowa kapłana odbijały się pustym echem w sennym audytorium.

– Kogo to w ogóle interesuje? – pomyślał znudzony Ert.

Wirtualne światy były dla niego jedynie archaizmem i fetyszem przodków z dawnych epok. Stosowano je obecnie tylko w taniej rozrywce cyfrowej pełnej nierealnych i absurdalnych scenariuszy, które nie mogły rzeczywiście zaistnieć. Jedynie stare pokolenie, to które jeszcze narodziło się w oceanie macierzystym, miało do nich dziwny sentyment i przywiązanie. Wciskali swoje umysły w zamknięte i wąskie przestrzenie cyfrowe, odgrywając role wszechmocnych bogów albo prostych bohaterów, znajdując jakąś trudną do zrozumienia dla Erta satysfakcję w panowaniu nad abstrakcyjną i efemeryczną rzeczywistością. W świecie, gdzie każdy adept kapłaństwa mógł bez wysiłku zsynchronizować kilka własnych umysłów jednocześnie by wytworzyć własną i prawdziwą rzeczywistości, wydawało się to groteskowe oraz zupełnie zbędne.

– Jako zadanie dodatkowe, dla tych z was, którzy chcieliby szybciej zaliczyć kurs przed ostatecznym terminem – odezwał się nagle kapłan – możecie uruchomić trzydzieści pięć bilionów sto osiemdziesiąt cztery miliardy trzysta siedemdziesiąt dwa miliony osiemdziesiąt osiem tysięcy osiemset trzydzieści dwie symulacje.

– Możecie je sobie skonfigurować z dowolnymi warunkami brzegowymi – kontynuował.

– Wystarczy prosta parametryzacja inicjalna oraz implementacja nadzorcy, który będzie monitorował stan ewentualnego naruszenia wewnętrznej spójności, co moi drodzy, niezbicie dowiedzie, że dana symulacja wykroczyła poza samą siebie i przełamała Teorię Zamknięcia. Oczywiście, nigdy się do tej pory to nie zdarzyło i nie wam też się nie zdarzy.

– Co mi szkodzi spróbować – pomyślała część Ert, czując w sobie niespodziewany napływ motywacji. Zazwyczaj w takich momentach dominowały w nim znużenia, ale tym razem możliwość wcześniejszego zaliczenia kursu szybko zapaliła pozostałe siedem świadomości. Szczególnie, że mogło pójść szybko i sprawnie, bo w domu miał sprzęt do kreacji wirtualnych światów, jaki mu pozostał po jednym z ośmiu rodziców macierzystych. Rodzic ten, który wykluł się jeszcze w oceanie macierzystym, nosił w sobie dziwne zamiłowanie do dawnych tradycji i rozrywek. W celu zaspokojenia swoich nietypowych pasji korzystał z archaicznego i jednocześnie niezwykle potężnego systemu Kreacji Wirtualnych Światów Boskich – KWŚB w wersji 8.8.7. Mimo że system ten nie był już wspierany ani rozwijany, Rodzic zawzięcie rozbudowywał go i modyfikował na własną rękę, wprowadzając liczne rozszerzenia i poprawki. Jeszcze jako dziecko Ert nieraz błąkał się po cyfrowych uniwersach stworzonych przez Rodzica, po abstrakcyjnych i nierealnie suchych krajobrazach, niczym nie przypominających ich rzeczywistego ciekłego świata. Teraz niespodziewanie okazało się, że ta archaiczna, poznana w dzieciństwie forma rozrywki mogła stać się dla niego przepustką do szybkiego zaliczenia nudnego kursu.

Ert szybko i bez większego namysłu zgłosił swoje uczestnictwo w projekcie. Wysłał deklarację przez hydro-sieć, a system seminarium natychmiast przydzielił mu prywatny klucz dostępu do repozytorium znanych i interesujących parametrów brzegowych symulowanych światów oraz obszernego zasobu do eksportowania uzyskanych wyników.

***

Wieczorem w domu odkrył zaskoczony, że dzięki sprzętowi odziedziczonemu po Rodzicu macierzystym sam dysponował gotowym i niezwykle bogatym zestawem własnym warunków brzegowych, o wiele ciekawszym niż te otrzymane z akademii. Modele były tam zakodowane z dziwną archaiczna precyzją i elegancją, jakby ktoś przez całe eony kolekcjonował i udoskonalał schematy dla sianych wirtualnych wszechświatów. Najciekawsze z nich pozwalały na tworzenie otwartych światów, które wymykały się prostej deterministycznej logice i niespodziewanie zaczynały rozwijać własne zasady, prawa, a nawet idee i sensy. Emergentne symulacje, gdzie ich struktury nie były wcześniej przewidziane w kodzie początkowym, lecz wyłaniały się same jako organizmy, roje, ekosystemy, cywilizacje a nawet świadomości.

Ert nałożył własne modyfikacje na warunki brzegowe dla uruchamianych symulacji. Pomogła mu w tym znajomość wirtualnych światów z czasów kiedy był dzieckiem. W pierwszej kolejności mocno zwiększył minimalną wartość dyskretną, poniżej której symulacja traci determinizm, zastępując go losowością. W ten sposób znacznie poprawił wydajność prowadzenia wielu symulacji i jednocześnie dał świadomościom, które mogły w nich powstać, możliwość szybszego dostrzeżenia dolnej granicy ich poznania. Dodatkową i główną zaletą takiego podejścia do tematu było to, że całość mogła przeliczyć się szybciej i z mniejszą ilością wyników wymagających interpretacji. Miał właśnie wypłynąć na wieczorne spotkanie z kolegami przy dżinie z tonikiem, więc istniało spore ryzyko, że po powrocie nie będzie miał do dyspozycji pełnej percepcji wszystkich swoich ośmiu umysłów.

Zanim wypłynął z domu uruchomił symulacje iteracyjnie po całej przestrzeni możliwych parametrów brzegowych. Jedna po drugiej, miliony po milionach. Algorytmy startowały sprawnie, niemal bezśladowo obciążając zasoby KWŚB, jak gdyby powstałe światy były jedynie uproszczeniem jego idei.

– Chyba trochę przesadziłem z tą minimalną wielkością dyskretną dla jednostki czasoprzestrzeni – zawahał się przez krótką chwilę.

– Ale pewnie i tak nikt tego potem nie sprawdza – szybko usprawiedliwił swoją wygodę.

Proces twórczy zupełnie samoczynnie rozkręcał się z geometrycznym rozmachem w zwojach KWŚB, a nadzorca stale obserwował czy jakiś wątek nie kończy się niebieskim ekranem. Taki stan oznaczałby utratę spójności, co miało zaprzeczać Teorii Zamknięcia. Jak twierdził Kapłan, nie miał co na to liczyć. Zresztą i tak chodziło mu o szybsze zaliczenie kursu a nie łamanie prastarych, nikogo nieobchodzących teorii.

Większość światów zapadała się i kończyła w samych zalążkach symulacji, znikając w numerycznej nicości. Ich struktury okazały się zbyt proste by uformować cokolwiek złożonego. Każda taka próba była jedynie szumem w dzienniku eksperymentu. Inne światy rozwijały się bez końca, tworzyły regularne, powtarzające się fraktalnie struktury. Każdy kolejny ich cykl rodził coraz bardziej skomplikowane wzory. Taka ewolucja była zarówno piękna jak i zupełnie pozbawiona głębszego sensu. Mechanizm nie tworzył unikalnej ścieżki istnienia poza prostą powtarzalnością samego siebie. Kolejna grupa światów pulsowała bez końca pomiędzy swymi narodzinami i śmierciami. Były jak cyfrowe wahadła, które oscylowały w nieskończonym powtarzalnym rytmie, nie osiągając nigdy ani nowych stanów egzystencji, ani pełnego rozpadu. Najciekawsza była część światów otwartych, które stale trwały, nie uzyskując stanu końcowego, ani nie wchodziły w cykliczną powtarzalność. Ich przebieg mógł rozciągać się w nieskończoność i wciąż generować niepowtarzalne nowe stany.

– Zostawię to na potem – pomyślał oderwany do ekranu.

– Jak wrócę to przejrzę i przefiltruję dziennik zdarzeń, a teraz czas płynąć. Dżin z tonikiem sam się nie wchłonie – pomyślał już w drzwiach.

***

Tu byłoby dobre miejsce, żeby przez opowieść o nocnych przygodach w barze, literacko rozwinąć postać Erta. Nie będąc jednak literatem, pozostawiam czytelnikowi swobodę aby przez pryzmat własnych doświadczeń i wyobrażeń o pubach sam sobie pokolorował naszego bohatera.

***

– To był dobry pomysł, żeby uprościć te wirtualki – pochwalił w jednym z umysłów swoją wczorajszą decyzję. Dziś w pełnej sprawności były tylko dwa z wszystkich ośmiu układów myślowych, przy czym jeden z pozostałych sprawnych chwalił i motywował ten drugi, który pozostał do pracy.

Szybko odsiał szumy z wyników symulacji. Następnie usunął wszystko co było deterministyczne i cyklicznie powtarzalne, pozostawiając do analizy tylko próbkę tych symulacji, które od wczoraj nadal tworzyły emergentnie nowe i unikalne stany. Jak przewidywał Kapłan, żadna z nich nie rozbłysła do tej pory niebieskim ekranem po osiągnięciu krytycznego stanu braku spójności wewnętrznej.

Pobieżnie przejrzał rozkłady ich pól entropii. W każdej z badanych symulacji entropia powoli, acz nieustanie rosła, nie dając nadziei na nic więcej niż jednorodnie losowa zupa na końcu procesu. Nie miał jednak aż tyle czasu, żeby czekać na przewidywany efekt. Analizę pozostałych symulacji musiał wykonać samodzielnie.

W jedynym z symulowanych światów zauważył małe osobliwości w jego polu entropii, nieregularne skrzące się grudki wyłaniające się z jednolicie szarej brei. Intuicja podpowiadała mu, że właśnie temu warto przyjrzeć się trochę bliżej. Hormon ciekawości rozprzestrzenił się w jego organizmie, wciągając w wir analiz drugi dostępny tego poranka umysł. Teraz dwa zaangażowane umysły Erta robiły zbliżenia kolejnych odstających od monotonnego otoczenia obszarów.

– Miał (em) racje żeby dokładniej to sprawdzić – pomyśleli.

Powstałe w obrębie osobliwości struktury przejawiały pewne cechy powtarzalności. Najbardziej prawdopodobną interpretacją takich zachowań była zwykła krystalizacja powstałej w symulacji materii, jednak powtarzające się, niemal identyczne struktury były zbyt odległe od siebie w czasie i przestrzeni, żeby być kryształami. Te miejsca w symulacji miały w sobie zdecydowanie coś więcej, co skłaniało ich do dalszej analizy.

Po chwili wytężonej pracy odnaleźli w nich inne ciekawe właściwości. Symulowana rzeczywistość w tych miejscach synchronicznie naśladowała losowy generator przypisany do jej kodu. Wyjaśnienie mogło być tylko jedno – w symulacji powstały na tyle zaawansowane struktury, że potrafiły zajrzeć poniżej minimalnej wielkości dyskretnej ich świata, a następnie odczytać i przenieść do swojej rzeczywistości to, co losowo wypluwał generator.

To dobrze wyjaśniało, dlaczego ten wszechświat utracił swój determinizm. Teraz już wiedzieli, że powtarzalne struktury, które na początku przykuły uwagę pierwszego umysłu Erta, to nie były kryształy, tylko wyniki działania powstałej w symulacji kultury. Szybko wrzucili do translatora cyfrowe reprezentacje powtarzalnych obszarów i już po chwili mogli czytać zapisane w nich treści.

Na pierwszy rzut oczu wyglądało na to, że kultura, która je wytworzyła, przejawiała lekko obsesyjne zainteresowanie tematami rozmnażania, jak i religijnego mistycyzmu. Przeszukali jej wszystkie dzieła pod kątem słów kluczowych związanych z terminem “symulacji”. Wyselekcjonowane treści bez wątpienia wskazywały, że byty tworzące kulturę często rozważały idee, iż ich świat może być nierzeczywisty. Jeden z umysłów Erta sięgnął do pierwszego z brzegu tekstu i zaczął czytać.

Ert unosił się na nudnym wykładzie poświęconym światom symulowanym …”

Góra Puławska 16.10.2025

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *