Kilka dni temu wyjaśniałem zaciekawionemu synowi, że litery dzielą się na samogłoski i spółgłoski. Mój logicznie chłodny i inżynierski umysł wykombinował przy tym szybko, że samogłoski to głoski, które mają jeden dźwięk przy ich wymawianiu, natomiast spółgłosek nie można wymówić samodzielnie. Padły przykłady: a,e,o,u,i,y,ą,ę oraz kilka spółgłosek przy których słyszymy „y” na końcu – b,r,w itd. Uratowałem tym wyjaśnieniem, swój obraz wszystkowiedzącego taty. Niestety, tylko na kilka dni. – A tato, ale przecież ą i ę nie można wymówić jedną głoską – Padło dziś rano przy śniadaniu. Rzeczywiście, przecież wyraźnie słychać eł, em, oł, om… no i musiałem to sprawdzić.
Formalna definicja samogłoski jest bardziej złożona niż by się takiemu jak ja laikowi wydawało (za wiki): głoska, przy powstawaniu której uczestniczą jedynie więzadła głosowe, a strumień powietrza swobodnie przepływa przez kanał głosowy. Samogłoski charakteryzują się regularnym rozkładem energii akustycznej, mają wyraźną strukturę formantową, która decyduje o ich barwie. Podczas ich artykulacji słychać tylko jedną głoskę.
No właśnie. Ostatnie zdanie mówi, że jednak powinno być słychać jedną głoskę. A som dwie… Dwie ale wyjątkowe, ą i ę zaliczamy do tak zwanych samogłosek nosowych, bo do ich wymawiania używamy również nosa, który dodatkowo rezonuje wydmuchiwane powietrze. Nie do końca mnie to przekonuję, bo z zatkanym nosem też można je wymówić ale fakt że, inaczej niż pozostałe, brzmią w tym wypadku bardziej „głucho”.
Jest jeszcze jedna niespójność w historii samogłosek nosowych, która może skonfundować umysły techniczne i ścisłe. Zamiast litery „ą” od napisania tejże głoski, bardziej odpowiednim jest znak „ǫ”, bo ą w rzeczywistości jest to nic innego jak „znosalizowane” o. Jednak już od XVI wieku piszemy je jako „ą”. Tymczasem „o z ogonkiem” ma się cały czas dobrze w zapisach innych języków takich jak nawaho czy języka Apaczów.
To sǫ moje przemyślenia w temacie samogłosek, spisane na prośbę mojego syna.
Dla Antka, tata.