Są dwa rodzaje ludzi stawiających swoje pierwsze kroki w świecie komputerów. Jedni są wycofani, przytłoczeni nową i trudną do pojęcia dla nich technologią. Drudzy zdecydowani i pewni siebie, słusznie przekonani, że to komputer jest dla nich a nie oni dla niego. Pierwsi podskakują ze strachu na widok wyskakującego okienka z każdym banalnym nawet komunikatem i z uwagą czytają przy instalacji licencje Total Commander, podczas gdy druga grupa automatycznie klika przycisk „Dalej >>” szybciej niż o tym pomyśli.
Wśród małej części każdej z tych dwóch grup pojawiają się tacy, których zaczyna zastanawiać co jest na drugim końcu kabla sieciowego i co dzieje się w środku tych magicznych skrzynek zwanych komputerami. Zgłębiają temat tak długo, aż w końcu cześć z nich staje się pośrednikami pomiędzy światem zwykłych śmiertelników a cyberprzestrzenią, zostają szamanami ery informacji. Społeczeństwo zwie ich informatykami.
W życiu zawodowym, ci z pierwszej grupy starają się zrozumieć istotę problemu przed którym przyszło im stanąć, często zgłębiają go docierając do samego jądra systemu. Drudzy rozwiązują problemu szybko, nie do końca rozumiejąc co się dzieje pod powierzchnią klikanego interfejsu, działają sprawnie na wyższym poziomie cyberabstrakcji. Pewnie gdzieś znajduje się złoty środek tych dwóch podejść. Ja osobiście bardziej ufam tym pierwszym.