– Człowiek się uczy całe życie – pomyślałem ścierając podłogę warsztatu o pierwszej w nocy. Jakąś godzinę wcześniej, około północy, kiedy powoli zbierałem się do spania, wystraszył mnie nagły huk a po chwili zimny, niespodziewany prysznic na moich plecach. Jako że takie zdarzenia nie przytrafiają mi się zbyt często, chwilę zajęło mi dojście do siebie i przywrócenie sprawnego myślenia. W wyniku pobieżnej wzrokowej analizy okoliczności zaistniałego incydentu, odkryłem lejącą się ciecz z szafki pod sufitem nad moimi plecami. Dalsza analiza zapachowa, wykazała mocną woń alkoholu unoszącą się w całym pomieszczeniu. Wystarczyło to, aby z pominięciem pozostałych dostępnych naszemu gatunkowi analiz organoleptycznych, domyślić się, że coś niedobrego dzieje się w moim podręcznym składzie alkoholu etylowego. Istotnie, po otwarciu szafki oczom mym ukazał się roztrzaskany pięciolitrowy gąsior, który kilka dni wcześniej napełniłem 60% roztworem przeznaczonym do produkcji nalewek. Pozostałe po wybuchu resztki ściekały deszczem z kolejnych półek, by powiększyć kałużę na podłodze.
Otworzyłem okno i zabrałem się za przecieranie co cenniejszych rzeczy. Ponoć niejeden twardy chłop uroniłby łzę w takiej sytuacji. Mój wrodzony optymizm pozostawiał minie jednak w całkiem dobrym humorze. Z perspektywy kilku dni po których to opisuję, zastanawiam się czy to jednak nie przypadkiem mocny duch powietrza, którym przyszło mi oddychać, nie wprawił mnie w ten zrelaksowany nastrój. Zastanawiacie się pewnie razem z tamtym mną – no ale dlaczego? – przecież flaszki z wysokoprocentowym alkoholem nie wybuchają same z siebie. W prawdzie całkiem widowiskowo wybuchło mi kiedyś domowe piwo ale tam drożdże z pomocą wcześniej dodanego cukru, zbytnio to piwo nasączyły CO2. Przy wybuchającej wódzie to jednak było małe piwo.
Prawdopodobnie kluczem do tej zagadki jest rozszerzalność temperaturowa alkoholu etylowego, której współczynnik wynosi 1101 10−6/K, co daje około 1% wzrostu objętość na 10 stopni. Tani gąsior z marketu zapewne też nie był niewinny. Głównym winnym jestem tu jednak ja. Przelałem etanol zaraz po przeniesieniu z samochodu i zlałem do nieszczęsnego gąsiora pod sam korek nie pozostawiając nic powietrza. Po postawieniu na półce w domu ogrzał się jakieś 5-10 stopni (w Krakowie mamy tradycyjny zimny maj) co wystarczyło, żeby szło pękło. Teraz zupełnie bezinteresownie przekazuję Wam tę wiedzę, żebyście mogli nauczyć się na moich błędach i nie marnować w przyszłości swoich zapasów etanolu. Ja przy okazji całkiem skutecznie odkaziłem pomieszczenie.